2016/10/31


Kolejne opowiadanie, które zasługuje na nagrodę (50 sd). Jego autorkę proszę o zgłoszenie się w mojej KG. Nie zrażajcie się tą historią i do końca zapoznajcie się ze zmaganiami Julii. Zapraszam do rozwinięcia posta.

Od zawsze ludzie powtarzali mi, że jestem nietypowa. Mama uspokajała mnie i kazała się tym nie przejmować. Mówiła nawet, że to dobrze.
- Julio, jesteś wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju! - ciągle te same słowa, próba podniesienia mnie na duchu.
Jednak czułam się inna i to wcale nie w sensie pozytywnym. Od kilku lat męczyły mnie dziwne sny, czasem koszmary tak rzeczywiste, że płakałam po nich całymi dniami. Czasem budziłam się stojąc przy otwartym oknie, z jedną nogą postawioną na parapecie. Raz trzymałam w ręku nóż, a raz podpaloną zapałkę. Rodzice mimo zapewniania o mojej normalności, na siłę starali się zaciągnąć mnie do psychologa. Pochowali niebezpieczne przedmioty, a na noc zamykali drzwi do mojego pokoju na klucz. Przychodziły im do głowy różne pomysły, chcieli nawet odprawiać egzorcyzmy. To niedorzeczne! Oczywiście, że im na to nie pozwalałam. Nikt nie będzie robił ze mnie opętanej duszy, wariata czy królika doświadczalnego! Po jakimś czasie, gdy mój stan psychiczny pogorszył się, przestałam chodzić do szkoły. Siedząc całymi dniami w domu, rozmyślałam i uprawiałam jogę. Pozwalała mi się wyciszyć i uspokoić.
Tegoroczne Halloween było wyjątkowe.
Obudziłam się ze łzami w oczach. „Znowu ta dziwna twarz..” - pomyślałam. Umyłam się i zeszłam na śniadanie. Rodzice wpatrywali się we mnie ze zdumieniem.
- Uśmiechasz się? - zapytała mama niepewnie.
- Tak. Czy to źle?
- Nie kochanie. Cieszę się. Po prostu.. - urwała zdanie jednak domyślałam się, co chce powiedzieć.
- Mamo, mogę iść na spacer?
- Jesteś pewna, że chcesz wyjść z domu? Córeczko, wszystko w porządku? - zmartwiła się.
- Mamo nic mi nie jest! Próbuję mieć normalny dzień jak każda nastolatka, a ty wyglądasz, jakbym chciała pójść się zabić – od razu pożałowałam ostatniego słowa. To nie było odpowiednie porównanie.
Małgorzata spojrzała na swojego męża. Wymienili spojrzenia i zwróciła się do mnie:
- Dobrze kochanie, idź. W parku o tej porze można znaleźć wiele skarbów natury. Z kasztanów zrobisz śmieszne ludziki, a z owoców jarzębiny – wspaniałe, czerwone korale. Nie zapomnij też, że dzisiaj jest Halloween. Wykorzystaj spacer do przemyślenia i znalezienia ciekawych dekoracji. Tylko wróć na obiad – wygłosiła swoje „obwieszczenie” spokojnie, z delikatnym uśmiechem na twarzy.
- Dzię.. to idę – w ostatniej chwili przerwałam myśl. Nie muszę im przecież dziękować. Jak zwykła dziewczyna, po prostu wyjdę, pooddycham świeżym powietrzem i wrócę na obiad.
Pogoda była cudowna. Słońce, idealna temperatura, lekki wiaterek i kolorowa, jesienna sceneria zachęcały ludzi do spacerów, biegów i zabaw, a na mojej twarzy wywołały szczery uśmiech, który już od dawna mi nie towarzyszył. W drodze do parku spotkałam panią Wiesię, sąsiadkę. Miła, poczciwa, lecz gadatliwa staruszka. Dokładniej: plotkara. Wiedziała wszystko o wszystkich. Oczywiście wydawało jej się, że o mnie też. To dzięki sąsiadce rodzice wpadli na pomysł egzorcyzmów.
- Nie myślałam, że jeszcze kiedyś wyjdziesz na dwór – powiedziała.
- Przepraszam?
- No już, nie denerwuj się. Wyzdrowiałaś wreszcie?
- Nie jestem chora i nie będę z panią o tym rozmawiać. Wiem, co pani myśli i opowiada o mnie.
- Och! Cóż za brak szacunku i ogłady. Przydałyby ci się lekcje dobrego wychowania. No ale czego się spodziewać po dzikim dziecku, które nie chodzi do szkoły.
- Jak pani może! Nic pani o mnie nie wie! Żegnam! - odwróciłam się i prawie biegiem uciekłam od niej. Myliłam się. Ona nie jest miła, tylko wredna i wścibska.
„Może to był błąd? Lepiej chyba wrócę do domu i na resztę życia zamknę się w pokoju” - pomyślałam. Nie mogłam jednak iść tą samą drogą.
Szłam przed siebie, nucąc piosenki z dzieciństwa. One również uspokajały mnie na swój sposób. Nagle usłyszałam szept na tyle głośny, że można było nazwać go krzykiem. Nic jednak nie zauważyłam podejrzanego w okolicy. Wydawało się, jakbym tylko ja go słyszała.
„Kolejne urojenia?” - spytałam siebie, lecz nie znałam odpowiedzi.
- Chodź maleńka, jesteś już blisko – mówił tajemniczy głos.
- Kim jesteś? - zawołałam.
- Słyszysz mnie. W końcu. Nasza więź jest słaba, przepraszam.. - ciągnął dalej.
Wydawało mi się, że dobiega z parku. Doszłam do Wielkiego Dębu, przy którym spędzałam większość czasu w dzieciństwie, bawiąc się z innymi dziećmi. Był magiczny. Miał w sobie pewną moc, przyciągał mnie. To dziwne, ale czułam się przy nim jak w domu.
- Ej, uważaj! - zobaczyłam wysokiego bruneta o ciemnych, hipnotyzujących oczach.
- Ja.. prze.. przepraszam – wydukałam i poczułam jak policzki mi płoną.
- Nie przejmuj się, to Julia, te dziwadło, co nie chodzi do szkoły – rozpoznałam głos Sandry, szkolnej gwiazdeczki. - Chodź lepiej, bo jeszcze rzuci na ciebie jakiś czar, urok czy coś.
- Sandra, przestań! Nie jestem czarownicą. A co do szkoły: uczę się w domu.
- I myślisz, że to normalne? Może i nie rzucasz czarów, ale jesteś opętana, więc zostaw nas w spokoju.
- To nie ja was zaczepiłam – rzuciłam oskarżycielskie spojrzenie na chłopaka.
- Przepraszam, to moja wina. Jestem Daniel – przedstawił się, ukłonił i pocałował mnie w rękę, co było nietypowym gestem.
- Daniel! Co ty robisz?! Jeszcze się zarazisz! Masz umyć ręce jak wrócimy – wtrąciła księżniczka.
- Daj już spokój, bo robisz z siebie pośmiewisko – powiedziałam. - Pójdę już. Cześć – spojrzałam brunetowi w oczy i poszłam.
Kilka metrów za dębem ponownie usłyszałam tajemniczy głos.
- Musisz ocalić świat. Proszę! W tobie jedyna nadzieja.
- Kto mówi? O co chodzi? Czy ja już tracę zmysły? - zaniepokoiłam się.
- Tylko ty możesz nas uratować. Nie jesteś zwykłą dziewczyną. Odnajdź w sobie siłę! Podążaj za głosem dębu! Ocal świat!
- Czekaj! Proszę, powiedz coś więcej – wołałam na darmo. Głos ucichł.
„Dąb? Jak drzewo ma przemówić? Kompletnie oszalałam..” - powtarzałam w myślach.
Podeszłam do jedynego, znanego mi dębu, zajrzałam do dziupli i zaczęłam spadać.
Ocknęłam się i zobaczyłam, że leżę na ziemi, mocno obita, lecz bez żadnych złamań. Nie mogłam spaść z bardzo wysoka, jednak z góry nie dobiegało żadne światło. Próbowałam krzyczeć, lecz słyszałam tylko echo. Zaskoczona, ze strachem w oczach i drgawkami na ciele, postanowiłam iść przed siebie. Tunel był ciemny, lecz miałam latarkę znalezioną na ziemi. Pokonując niepewnie kolejne kroki, zastanawiałam się jak się tu znalazłam. Pamiętałam tylko tyle, że zajrzałam do dziupli, a później obudziłam się, leżąc już na dole. Jakby wciągnęła mnie tajemnicza siła. Myślałam również o obiedzie, martwiących się rodzicach. Nie wiedziałam, która godzina. Nie miałam pojęcia gdzie jestem, co tu robię i dokąd idę. Zdziwiłam się, kiedy wyszłam na powierzchnię. Dokoła panował mrok, a przecież była pora obiadowa. Drzewa wyglądały inaczej: ciemne konary, brak liści i kolorów. Świat przypominał ten, który widywałam w snach. W pewnej chwili zaczęłam się zastawiać, czy to nie jest kolejny koszmar.
Z przemyśleń wyrwał mnie dźwięk dochodzący zza lasu. Nie miałam wyjścia, musiałam iść naprzód. Przeprawa przez mroczną gęstwinę przyprawiała mnie o dreszcze. Pohukiwanie sów, przelatywanie nietoperzy, sieci pajęcze z niespodzianką – to wszystko wywołało mocne bicie serca i sprawiło, że nie mogłam przestać się trząść. Nie chciałam iść dalej. Bałam się, co mnie jeszcze spotka. W dolinie zobaczyłam wioskę. Ucieszyłam się. W końcu ktoś wyjaśni mi, co tu się dzieje. Jednak jakież było moje zdziwienie, gdy dotarłam do celu. Ludzie przypominali zombie, a niektórzy w ogóle się nie ruszali! Byli oderwani od rzeczywistości. Zimny pot przebiegł po moim ciele. Z przerażeniem szłam dalej. Nie próbowałam nawet nikogo zagadywać, bo wiedziałam, że nic mi to nie da. Moją uwagę przykuł wielki dom przypominający straszny pałac. Zmieściłaby się w nim chyba całą wioska. Stanęłam przed wrotami. Już miałam zapukać, lecz drzwi same się otworzyły. Czułam, że zaraz zemdleję. Musiałam zmierzyć się z kolejnymi nietoperzami i przejść po drewnianym, chwiejącym się moście nad wrzącą lawą. Kiedy zarwał się jeden szczebelek, na którym ustałam, prawie zamarłam. Po pokonaniu mostu zobaczyłam pełzające, świecące dynie ze złośliwymi minami. Zamknęły mi przejście i podchodziły coraz bliżej. Nie miałam dokąd uciec. Myślałam, że zaraz wyląduję w lawie. Wtem zjawił się bezgłowy jeździec na koniu.
- Odejdź stąd, bo pożałujesz! To nie miejsce dla ciebie! - odezwał się, wyciągnął miecz i jechał prosto na mnie, śmiejąc się szyderczo.
Zamknęłam oczy i przygotowałam się na najgorsze. O dziwo poczułam tylko lekkie muśnięcie. Jeździec przeleciał przeze mnie i zniknął wraz z dyniami.
„Duchy, straszydła, samo otwierające się drzwi.. Co jeszcze?!” - pomyślałam i momentalnie zrobiłam się blada. W środku krzyczałam z przerażenia, ale na zewnątrz.. nawet nie mogłam się ruszyć. W końcu się ocknęłam i zaczęłam biec, szukając drugiego wyjścia, jakichś odpowiedzi, wskazówek, czegokolwiek. Zawędrowałam do tajemniczej komnaty pełnej zakurzonych, starych książek. Na środku stołu stała wielka kula. Przyjrzałam się jej i zobaczyłam mój dom, kuchnię i stygnący obiad na stole. Marzyłam, by znaleźć się w cieplutkim pokoju i wreszcie coś zjeść. Zaczęłam przeglądać książki. „Może w nich będzie jakaś wskazówka'' – pomyślałam. Gdy wyjęłam odstającą książkę, różniącą się od pozostałych, wylądowałam po drugiej stronie ściany. Znowu ciemny tunel pełen pająków?!
Idąc przed siebie, usłyszałam głosy. Dobiegały z kolejnego pokoju.
- Dzisiaj potwory zawładną światem! Każdy będzie się nas bał. Wreszcie urządzimy prawdziwe Halloween! - krzyczał jeden.
- Panie, co mamy robić?
- Przyszykujcie moje rzeczy. Wyruszamy do świata ludzi!
Ta krótka rozmowa wystarczyła, żeby zrozumieć, co tu się dzieje. Wylądowałam w innym wymiarze, a jakiś facet chce zawładnąć naszym światem! Musiałam ich powstrzymać. Śledziłam jednego z potworów i wyszłam na zewnątrz. Ujrzałam portal, prawdopodobnie prowadzący do naszego świata. Już wiedziałam, co mam robić, ale nie miałam pojęcia jak się do tego zabrać. O dziwo przestałam się trząść. Strach, który odczuwałam, był pozytywny. Nie przeszkadzał mi, a wręcz popychał do dalszego działania. Musiałam ocalić nasz świat. Zakradłam się i wzięłam jakieś ciężkie narzędzie. Chciałam nim zniszczyć portal. To był jedyny sensowny pomysł, jaki mi przyszedł do głowy. Stanęłam przed portalem i już miałam w niego uderzyć, gdy nagle poczułam cios w plecy i straciłam przytomność.
Obudziłam się w łóżku. Wszystko zniknęło. Dokoła widziałam tylko moje bordowe ściany, biurko i regał.
„To.. czy to był sen? Kolejny koszmar?” - zastanawiałam się.
- Juleczko! - usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę.
- Kotku, czemu nie powiedziałaś, że już wróciłaś? Obiad ci wystygł.
- Ale..
- No już. Mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś, i że nazbierałaś kasztanów – uśmiechnęła się.
- Nie.. chyba nie miałam czasu. Właściwie nie wiem co robiłam.
- Jak to? - zaniepokoiła się, a uśmiech zniknął z jej twarzy.
- Mamo, byłam w innym wymiarze. Potwory, pełzające dynie, jeździec bez głowy, facet, który chce zniszczyć nasz świat i zapanować nad nim..
- Chwila, kochanie, to pewnie znów jeden z twoich irracjonalnych snów. Nie przejmuj się nim. Nic ci nie grozi.
- Nie mamo! Mówię prawdę! Byłam tam!
- Tak tak słonko, może dam ci jakieś tabletki? Albo umówię cię na kolejną wizytę do pani psycholog.
- Nie! Nie chcę! Czemu uważacie mnie za wariatkę?! To działo się naprawdę, a ja muszę ocalić świat nim będzie za późno!
Wybiegłam z pokoju i ruszyłam w stronę Wielkiego Dębu. Nikt mi nie wierzył. Mogłam liczyć tylko na siebie. Zajrzałam do dziupli, ale wyglądała zwyczajnie.
- Wszystko w porządku. Zagrożenie minęło, a ty niczego się już nie boisz – usłyszałam ten sam tajemniczy głos.
- Zaczekaj, jak to?
- Pokonałaś potwora, wewnętrznego. Strach ma wielkie oczy, ale dzięki twej odwadze, zrobił się bardzo malutki. Stawiłaś mu wreszcie czoła. Pan Strach chciał opanować świat. Ty mu nie wystarczałaś. W Halloween mógł przenieść się do nas i zapanować nad każdym ciałem. Wszystkich ludzi nawiedzałyby wtedy koszmary w nocy. Siedzieliby w swoich pokojach, bojąc się wyjść.
- Byliby podobni do mnie..
- I tak i nie. Jak już wcześniej mówiłam, jesteś wyjątkowa. Tylko ty mogłaś go pokonać. Masz specjalny dar. Twoje sny nie były przypadkowe, zauważyłaś?
- Tak. Tamten wymiar wydał mi się znajomy.
- Dokładnie. Próbowałam cię jakoś naprowadzić, pomóc ci.
- Kim jesteś?
- Głosem Wielkiego Dębu, strażniczką wymiarów. Strach przeszkadzał mi komunikować się z tobą. Wiedział, że według przepowiedni, pokonasz go, dlatego kiedy stałaś się nastolatką, zgromadził całą moc, by cię zniewolić. Na szczęście została w tobie jeszcze jakaś siła. Musiałaś ją tylko odnaleźć.
- I odnalazłam przy Wielkim Dębie.
- Tak. Jest bardzo wyjątkowy.
- Czuję się przy nim jak w domu, ale nadal nie wiem czemu postanowiłam dzisiaj wyjść na dwór.
- Halloween też jest na swój sposób magiczne. Są rzeczy, których nie da się wyjaśnić. Jednak cieszę się, że przyszłaś do parku. Wiedziałam, że ci się uda. Jestem z ciebie dumna! Teraz możesz spać spokojnie. Dobranoc maleńka!
Już nigdy więcej nie usłyszałam jej głosu. Jednak miała rację. Zaczęłam znów chodzić do szkoły, a koszmary przestały mnie dręczyć. Nadrobiłam zaległości i nawet zaczęłam spotykać się z koleżankami i Danielem. Nigdy jednak nie zapomnę Halloween 2016.

SmileyNadia12