2016/10/19

Konkurs

To ostatni z większych konkursów Halloween'owych, którego efekty będziecie mogli zobaczyć 31 października. Oczywiście różne mniejsze konkursy nie są wykluczone z naszego planu. 

Waszym zadaniem jest napisanie swojej własnej przerażającej historii (kilka inspiracji znajdziecie TUTAJ). Liczba słów jest nieograniczona, a więc możecie stworzyć krótkie albo bardzo długie opowiadanie. Najważniejsze, aby było efektowne i nas zachwyciło. 

Swoje dzieła zamieszczajcie w komentarzu pod tym postem. Nie zapomnijcie o tytułach swoich opowiadań oraz o podaniu swojego nicku

Autorzy najlepszych opowiadań otrzymają po 50 sd, a ich twórczość zostanie ukazana na blogu w Halloween. 

Konkurs trwa do 30 października.

Powodzenia! :)

21 komentarzy:

  1. konkurs ciekawy,często czytam creepypasty na stronie która została podana w notce,ale nie zgłoszę się,bo nie potrafię w ogóle pisać opowiadań xD

    martusia-16

    OdpowiedzUsuń
  2. Opowiadania to kompletnie nie moja bajka ;/ powodzenia reszcie

    OdpowiedzUsuń
  3. Powodzenia! Chętnie sobie poczytam, ale nic nie napiszę, bo nie jestem w tym dobra :')

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak będę miała natchnienie to może coś napiszę

    OdpowiedzUsuń
  5. Raczej konkurs nie dla mnie, ale poczytam sobie historyjki.

    OdpowiedzUsuń
  6. wreszcie coś dla mnie niebawem pojawi się opowiadanie.
    DiamondNatalia2

    OdpowiedzUsuń
  7. Pewnie coś napisze, ale poczekam na wene ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Lubię pisać, z opowiadań szkolnych zawsze dostawałam same 5, dodatkowo uwieelbiam czytać creepypasty, ale chyba nie potrafiłabym sama napisać jakiegoś strasznego opowiadania :D Może jednak spróbuje :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Matka

    Moi rodzice zawsze mnie rozpieszczali. Dostawałam to na co miałam ochotę. Byłam dziana, to fakt, którego się nigdy nie wstydziłam. Miałam wielu, wielu znajomych, głównie przez majątek naszej rodziny. No bo przecież kto by nie chciał przyjaźnić się z domowniczką ogromnej dziewiętnastowiecznej willi? Willi, w której zawsze czułam się bezpiecznie. Tu spędziłam swe dzieciństwo, tu dorastałam. Ten dom był przesiąknięty bogactwem, ale, niestety - nie szczęściem. Gdy skończyłam osiemnaste urodziny pojawiło się pewne napięcie. Napięcie, którego żaden z domowników nie mógł znieść. Krzyki, kłótnie, rozbite wazony. W końcu mój ojciec odszedł. Zostawił moją matkę dla jakiejś lafiryndy, której zrobił dziecko. Ma rodzicielka nie mogła tego znieść. Pogrążyła się w rozpaczy. Ostatecznie, dwa miesiące po rozwodzie, znalazłam ją w sypialni wiszącą pod sufitem w długiej sukni i bez butów. Węzeł zaciśnięty wokół szyi wydusił z niej ducha. Nie poczułam wtedy nic. Nie płakałam. Pojawiła się pustka. Wielka pustka. Ale czy było mi z tym źle? Nawet nie wiem czy ich kochałam. Może kiedyś tak. Ale to były odległe czasy.

    Wiedziałam, że zostałam sama. Przez kolejny tydzień wyrzucałam ich rzeczy z teraz już mojego domu. Nie chciałam o nich pamiętać. Jedyną osobą, która ze mną została była pokojówka, kobieta średniego wieku. Gotowała i sprzątała, tylko dlatego jej nie zwolniłam.
    Żyłam tak samotnie przez dwa lata. Oczywiście mówiąc samotna, nie mam na myśli zamknięcia się w czterech ścianach. Wychodziłam, uczyłam się, miałam jakiś krąg znajomych, nawet trochę imprezowałam. Mimo to, byłam sama.

    Dzień mijał za dniem, noc za nocą. W końcu kartka kalendarza wskazała na 5 listopada. Dzień rocznicy śmierci mojej matki.
    Był to zimny, wietrzny wieczór. Ogołocone drzewa niespokojnie przechylały swe gałęzie. Masy powietrza wirowały pożółkłymi liści na podwórzu. Siedziałam zawinięta w koc przeglądając rodzinny album. Zapaliła się we mnie jakaś iskra i musiałam, musiałam przypomnieć sobie jak kiedyś było. Z moich kontemplacji wyrwał mnie podwójny dzwonek do drzwi. Odwinęłam się z kokonu i je otworzyłam.
    Nie spodziewałam się zobaczyć w drzwiach mego ojca. Stał ubrany w czarny garnitur, z parasolką w lewej dłoni i bukietem ciemnych, czerwonych róż w prawej.
    - Witaj, córko. Mogę? - spytał a ja wpuściłam go do środka.
    Zaparzyłam mocną, czarną herbatę i usiedliśmy. Rozmawialiśmy. Dowiedziałam się, że dorobił się kolejnych dwóch bachorów i planuje ślub ze swoją kochanką. W między czasie wybiła północ. Później przeszliśmy się po domu. Żyrandole, ornamenty, miękkie dywany. Wszystko to było owiane pewną ponurością. Czułam niepokój. W końcu dotarliśmy na ostatni korytarz. Dotknęłam klamki.

    Zgasły światła. Poczułam szarpnięcie i znalazłam się w sypialni. U mego boku stał ojciec.
    W pomieszczeniu unosił się kurz. Poczułam zimno drewnianej podłogi. Byłam bez butów.
    Rozejrzałam się po pokoju. Poczułam zapach stęchlizny. Sufit przeciekał w kilku miejscach. Na podłodze zauważyłam czerwone i czarne plamy. Rozdarte firany falowały. Wokół łoża z baldachimem powstało kłębowisko pierza.
    Ten pokój był codziennie sprzątany. To niemożliwe, żeby tak wyglądał.
    Nagle okna się zatrzęsły. Pyłki kurzu wraz z piórami zaczęły się unosić. Spojrzałam na ojca. Był przerażony, chyba bardziej niż ja. Nagle jego oczy rozszerzyły się. Odwróciłam głowę.
    Przed nami wisiała moja matka. W tej samej sukni. Jednak tym razem bez sznura wokół szyi. Lewitowała. Powoli wyciągnęła palec wskazujący w stronę mego ojca. Obróciła nim w lewo i wtedy jego klatka piersiowa została przecięta. Wylała się krew. Kolejny ruch palcem - kolejny cios. Padł na ziemię. Nadnaturalna siła uniosła jego ciało obijając o sufit i ściany. Wreszcie zatrzymało się przed zjawą. Matka wyciągnęła drugą rękę i wbiła swe szpony w ciało wyjmując serce i ściskając je, aż pozostała jedynie czerwona papka.
    Spojrzałam w jej czarne ślepia.
    +

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. I wtedy pojawiła się ciemność.

      Otworzyłam oczy.
      Poraziły mnie promienie wschodzącego słońca. Znajdowałam się na łóżku, przykryta okrwawionym pierzem. Podniosłam się. Moja matka znikła, tak samo jak mój ojciec. Wszystko wyglądało normalnie z wyjątkiem puchu i ogromnej plamy w miejscu, gdzie padł mój rodzic. Wyszłam z pokoju. Zaczęłam szukać sprzątaczki. Czy to wszystko działo się naprawdę? Może ona coś usłyszała? Przeszukałam cały dom. Ani jednej żywej duszy. Wzięłam telefon i zadzwoniłam do ojca na numer, który podał mi przy wczorajszej nocnej rozmowie. Brak sygnału. Weszłam do kuchni i machinalnie spojrzałam na elektroniczny kalendarz. Zatrzymałam się w szoku wpatrując się na datę.

      Był 5 listopad. Znowu.

      ---
      Mam nadzieję, że się spodobało! ;)
      Seventh_Heaven

      Usuń
  10. W zwykły, ponury dzień pracowałam przy komputerze jak zawsze, nim się obejrzałam było już ciemno. Kończąc swoje obowiązki spostrzegłam mrugającą żarówkę w korytarzu-zignorowałam to. Nagle światło zgasło w całym domu. Przestraszyłam się i szybko chwyciłam za komórkę, szukając numeru do ochroniarza naszej posiadłości. Brak sygnału. Wewnętrzny niepokój nie dawał mi spokoju. W tym czasie rozbłysł cały dom. Ze strachem w oczach zeszłam na dół. Weszłam do łazienki i otworzyłam kran z wodą. Usłyszałam krzyk, chwyciłam za broń, która była ukryta za szafką w ścianie. Nie miałam pojęcia co robić! Stałam niby zdrętwiała, w głowie miałam tylko kroki, które były coraz głośniejsze. Po chwili ustały.
    Cisza będąca w tamtej chwili doprowadzała mnie do szału. Zaczęłam krzyczeć i wybiegłam z łazienki. Nigdy wcześniej tak się nie bałam! Będąc u progu drzwi poczułam szarpnięcie, ktoś był za mną. Trzęsąc się cała odwróciłam się. To był mężczyzna! Jego oczy były czarne, a na twarzy miał charakterystyczną bliznę. Podniosłam rękę z bronią i próbowałam strzelić. Nie było amunicji. Dalej pamiętam już tylko uderzenie, a tamta zjawa nawiedza mnie co noc. Wyprowadziłam się, niestety to nic nie dało. I teraz mam już dosyć! Zostawiam tę wiadomość moim rodzicom, by wiedzieli czemu to robię. Kocham was.
    Na koniec można było już tylko usłyszeć dźwięk ładowanej broni i... strzał. Od tamtego pamiętnego dnia Mia strzegła domu każdego dnia i nocy, by nikt nie musiał przeżywać to co ona.


    DiamondNatalia2

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie jest zbyt długie, ale mam nadzieję że przyprawi was o dreszcze.

    OdpowiedzUsuń
  12. Niezapomniane Halloween

    Od zawsze ludzie powtarzali mi, że jestem nietypowa. Mama uspokajała mnie i kazała się tym nie przejmować. Mówiła nawet, że to dobrze.
    - Julio, jesteś wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju! - ciągle te same słowa, próba podniesienia mnie na duchu.
    Jednak czułam się inna i to wcale nie w sensie pozytywnym. Od kilku lat męczyły mnie dziwne sny, czasem koszmary tak rzeczywiste, że płakałam po nich całymi dniami. Czasem budziłam się stojąc przy otwartym oknie, z jedną nogą postawioną na parapecie. Raz trzymałam w ręku nóż, a raz podpaloną zapałkę. Rodzice mimo zapewniania o mojej normalności, na siłę starali się zaciągnąć mnie do psychologa. Pochowali niebezpieczne przedmioty, a na noc zamykali drzwi do mojego pokoju na klucz. Przychodziły im do głowy różne pomysły, chcieli nawet odprawiać egzorcyzmy. To niedorzeczne! Oczywiście, że im na to nie pozwalałam. Nikt nie będzie robił ze mnie opętanej duszy, wariata czy królika doświadczalnego! Po jakimś czasie, gdy mój stan psychiczny pogorszył się, przestałam chodzić do szkoły. Siedząc całymi dniami w domu, rozmyślałam i uprawiałam jogę. Pozwalała mi się wyciszyć i uspokoić.
    Tegoroczne Halloween było wyjątkowe.
    Obudziłam się ze łzami w oczach. „Znowu ta dziwna twarz..” - pomyślałam. Umyłam się i zeszłam na śniadanie. Rodzice wpatrywali się we mnie ze zdumieniem.
    - Uśmiechasz się? - zapytała mama niepewnie.
    - Tak. Czy to źle?
    - Nie kochanie. Cieszę się. Po prostu.. - urwała zdanie jednak domyślałam się, co chce powiedzieć.
    - Mamo, mogę iść na spacer?
    - Jesteś pewna, że chcesz wyjść z domu? Córeczko, wszystko w porządku? - zmartwiła się.
    - Mamo nic mi nie jest! Próbuję mieć normalny dzień jak każda nastolatka, a ty wyglądasz, jakbym chciała pójść się zabić – od razu pożałowałam ostatniego słowa. To nie było odpowiednie porównanie.
    Małgorzata spojrzała na swojego męża. Wymienili spojrzenia i zwróciła się do mnie:
    - Dobrze kochanie, idź. W parku o tej porze można znaleźć wiele skarbów natury. Z kasztanów zrobisz śmieszne ludziki, a z owoców jarzębiny – wspaniałe, czerwone korale. Nie zapomnij też, że dzisiaj jest Halloween. Wykorzystaj spacer do przemyślenia i znalezienia ciekawych dekoracji. Tylko wróć na obiad – wygłosiła swoje „obwieszczenie” spokojnie, z delikatnym uśmiechem na twarzy.
    - Dzię.. to idę – w ostatniej chwili przerwałam myśl. Nie muszę im przecież dziękować. Jak zwykła dziewczyna, po prostu wyjdę, pooddycham świeżym powietrzem i wrócę na obiad.
    Pogoda była cudowna. Słońce, idealna temperatura, lekki wiaterek i kolorowa, jesienna sceneria zachęcały ludzi do spacerów, biegów i zabaw, a na mojej twarzy wywołały szczery uśmiech, który już od dawna mi nie towarzyszył. W drodze do parku spotkałam panią Wiesię, sąsiadkę. Miła, poczciwa, lecz gadatliwa staruszka. Dokładniej: plotkara. Wiedziała wszystko o wszystkich. Oczywiście wydawało jej się, że o mnie też. To dzięki sąsiadce rodzice wpadli na pomysł egzorcyzmów.
    - Nie myślałam, że jeszcze kiedyś wyjdziesz na dwór – powiedziała.
    - Przepraszam?
    - No już, nie denerwuj się. Wyzdrowiałaś wreszcie?
    - Nie jestem chora i nie będę z panią o tym rozmawiać. Wiem, co pani myśli i opowiada o mnie.
    - Och! Cóż za brak szacunku i ogłady. Przydałyby ci się lekcje dobrego wychowania. No ale czego się spodziewać po dzikim dziecku, które nie chodzi do szkoły.
    - Jak pani może! Nic pani o mnie nie wie! Żegnam! - odwróciłam się i prawie biegiem uciekłam od niej. Myliłam się. Ona nie jest miła, tylko wredna i wścibska.
    „Może to był błąd? Lepiej chyba wrócę do domu i na resztę życia zamknę się w pokoju” - pomyślałam. Nie mogłam jednak iść tą samą drogą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szłam przed siebie, nucąc piosenki z dzieciństwa. One również uspokajały mnie na swój sposób. Nagle usłyszałam szept na tyle głośny, że można było nazwać go krzykiem. Nic jednak nie zauważyłam podejrzanego w okolicy. Wydawało się, jakbym tylko ja go słyszała.
      „Kolejne urojenia?” - spytałam siebie, lecz nie znałam odpowiedzi.
      - Chodź maleńka, jesteś już blisko – mówił tajemniczy głos.
      - Kim jesteś? - zawołałam.
      - Słyszysz mnie. W końcu. Nasza więź jest słaba, przepraszam.. - ciągnął dalej.
      Wydawało mi się, że dobiega z parku. Doszłam do Wielkiego Dębu, przy którym spędzałam większość czasu w dzieciństwie, bawiąc się z innymi dziećmi. Był magiczny. Miał w sobie pewną moc, przyciągał mnie. To dziwne, ale czułam się przy nim jak w domu.
      - Ej, uważaj! - zobaczyłam wysokiego bruneta o ciemnych, hipnotyzujących oczach.
      - Ja.. prze.. przepraszam – wydukałam i poczułam jak policzki mi płoną.
      - Nie przejmuj się, to Julia, te dziwadło, co nie chodzi do szkoły – rozpoznałam głos Sandry, szkolnej gwiazdeczki. - Chodź lepiej, bo jeszcze rzuci na ciebie jakiś czar, urok czy coś.
      - Sandra, przestań! Nie jestem czarownicą. A co do szkoły: uczę się w domu.
      - I myślisz, że to normalne? Może i nie rzucasz czarów, ale jesteś opętana, więc zostaw nas w spokoju.
      - To nie ja was zaczepiłam – rzuciłam oskarżycielskie spojrzenie na chłopaka.
      - Przepraszam, to moja wina. Jestem Daniel – przedstawił się, ukłonił i pocałował mnie w rękę, co było nietypowym gestem.
      - Daniel! Co ty robisz?! Jeszcze się zarazisz! Masz umyć ręce jak wrócimy – wtrąciła księżniczka.
      - Daj już spokój, bo robisz z siebie pośmiewisko – powiedziałam. - Pójdę już. Cześć – spojrzałam brunetowi w oczy i poszłam.
      Kilka metrów za dębem ponownie usłyszałam tajemniczy głos.
      - Musisz ocalić świat. Proszę! W tobie jedyna nadzieja.
      - Kto mówi? O co chodzi? Czy ja już tracę zmysły? - zaniepokoiłam się.
      - Tylko ty możesz nas uratować. Nie jesteś zwykłą dziewczyną. Odnajdź w sobie siłę! Podążaj za głosem dębu! Ocal świat!
      - Czekaj! Proszę, powiedz coś więcej – wołałam na darmo. Głos ucichł.
      „Dąb? Jak drzewo ma przemówić? Kompletnie oszalałam..” - powtarzałam w myślach.
      Podeszłam do jedynego, znanego mi dębu, zajrzałam do dziupli i zaczęłam spadać.
      Ocknęłam się i zobaczyłam, że leżę na ziemi, mocno obita, lecz bez żadnych złamań. Nie mogłam spaść z bardzo wysoka, jednak z góry nie dobiegało żadne światło. Próbowałam krzyczeć, lecz słyszałam tylko echo. Zaskoczona, ze strachem w oczach i drgawkami na ciele, postanowiłam iść przed siebie. Tunel był ciemny, lecz miałam latarkę znalezioną na ziemi. Pokonując niepewnie kolejne kroki, zastanawiałam się jak się tu znalazłam. Pamiętałam tylko tyle, że zajrzałam do dziupli, a później obudziłam się, leżąc już na dole. Jakby wciągnęła mnie tajemnicza siła. Myślałam również o obiedzie, martwiących się rodzicach. Nie wiedziałam, która godzina. Nie miałam pojęcia gdzie jestem, co tu robię i dokąd idę. Zdziwiłam się, kiedy wyszłam na powierzchnię. Dokoła panował mrok, a przecież była pora obiadowa. Drzewa wyglądały inaczej: ciemne konary, brak liści i kolorów. Świat przypominał ten, który widywałam w snach. W pewnej chwili zaczęłam się zastawiać, czy to nie jest kolejny koszmar.

      Usuń
    2. Z przemyśleń wyrwał mnie dźwięk dochodzący zza lasu. Nie miałam wyjścia, musiałam iść naprzód. Przeprawa przez mroczną gęstwinę przyprawiała mnie o dreszcze. Pohukiwanie sów, przelatywanie nietoperzy, sieci pajęcze z niespodzianką – to wszystko wywołało mocne bicie serca i sprawiło, że nie mogłam przestać się trząść. Nie chciałam iść dalej. Bałam się, co mnie jeszcze spotka. W dolinie zobaczyłam wioskę. Ucieszyłam się. W końcu ktoś wyjaśni mi, co tu się dzieje. Jednak jakież było moje zdziwienie, gdy dotarłam do celu. Ludzie przypominali zombie, a niektórzy w ogóle się nie ruszali! Byli oderwani od rzeczywistości. Zimny pot przebiegł po moim ciele. Z przerażeniem szłam dalej. Nie próbowałam nawet nikogo zagadywać, bo wiedziałam, że nic mi to nie da. Moją uwagę przykuł wielki dom przypominający straszny pałac. Zmieściłaby się w nim chyba całą wioska. Stanęłam przed wrotami. Już miałam zapukać, lecz drzwi same się otworzyły. Czułam, że zaraz zemdleję. Musiałam zmierzyć się z kolejnymi nietoperzami i przejść po drewnianym, chwiejącym się moście nad wrzącą lawą. Kiedy zarwał się jeden szczebelek, na którym ustałam, prawie zamarłam. Po pokonaniu mostu zobaczyłam pełzające, świecące dynie ze złośliwymi minami. Zamknęły mi przejście i podchodziły coraz bliżej. Nie miałam dokąd uciec. Myślałam, że zaraz wyląduję w lawie. Wtem zjawił się bezgłowy jeździec na koniu.
      - Odejdź stąd, bo pożałujesz! To nie miejsce dla ciebie! - odezwał się, wyciągnął miecz i jechał prosto na mnie, śmiejąc się szyderczo.
      Zamknęłam oczy i przygotowałam się na najgorsze. O dziwo poczułam tylko lekkie muśnięcie. Jeździec przeleciał przeze mnie i zniknął wraz z dyniami.
      „Duchy, straszydła, samo otwierające się drzwi.. Co jeszcze?!” - pomyślałam i momentalnie zrobiłam się blada. W środku krzyczałam z przerażenia, ale na zewnątrz.. nawet nie mogłam się ruszyć. W końcu się ocknęłam i zaczęłam biec, szukając drugiego wyjścia, jakichś odpowiedzi, wskazówek, czegokolwiek. Zawędrowałam do tajemniczej komnaty pełnej zakurzonych, starych książek. Na środku stołu stała wielka kula. Przyjrzałam się jej i zobaczyłam mój dom, kuchnię i stygnący obiad na stole. Marzyłam, by znaleźć się w cieplutkim pokoju i wreszcie coś zjeść. Zaczęłam przeglądać książki. „Może w nich będzie jakaś wskazówka'' – pomyślałam. Gdy wyjęłam odstającą książkę, różniącą się od pozostałych, wylądowałam po drugiej stronie ściany. Znowu ciemny tunel pełen pająków?!
      Idąc przed siebie, usłyszałam głosy. Dobiegały z kolejnego pokoju.
      - Dzisiaj potwory zawładną światem! Każdy będzie się nas bał. Wreszcie urządzimy prawdziwe Halloween! - krzyczał jeden.
      - Panie, co mamy robić?
      - Przyszykujcie moje rzeczy. Wyruszamy do świata ludzi!
      Ta krótka rozmowa wystarczyła, żeby zrozumieć, co tu się dzieje. Wylądowałam w innym wymiarze, a jakiś facet chce zawładnąć naszym światem! Musiałam ich powstrzymać. Śledziłam jednego z potworów i wyszłam na zewnątrz. Ujrzałam portal, prawdopodobnie prowadzący do naszego świata. Już wiedziałam, co mam robić, ale nie miałam pojęcia jak się do tego zabrać. O dziwo przestałam się trząść. Strach, który odczuwałam, był pozytywny. Nie przeszkadzał mi, a wręcz popychał do dalszego działania. Musiałam ocalić nasz świat. Zakradłam się i wzięłam jakieś ciężkie narzędzie. Chciałam nim zniszczyć portal. To był jedyny sensowny pomysł, jaki mi przyszedł do głowy. Stanęłam przed portalem i już miałam w niego uderzyć, gdy nagle poczułam cios w plecy i straciłam przytomność.

      Usuń
    3. Obudziłam się w łóżku. Wszystko zniknęło. Dokoła widziałam tylko moje bordowe ściany, biurko i regał.
      „To.. czy to był sen? Kolejny koszmar?” - zastanawiałam się.
      - Juleczko! - usłyszałam pukanie do drzwi.
      - Proszę.
      - Kotku, czemu nie powiedziałaś, że już wróciłaś? Obiad ci wystygł.
      - Ale..
      - No już. Mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś, i że nazbierałaś kasztanów – uśmiechnęła się.
      - Nie.. chyba nie miałam czasu. Właściwie nie wiem co robiłam.
      - Jak to? - zaniepokoiła się, a uśmiech zniknął z jej twarzy.
      - Mamo, byłam w innym wymiarze. Potwory, pełzające dynie, jeździec bez głowy, facet, który chce zniszczyć nasz świat i zapanować nad nim..
      - Chwila, kochanie, to pewnie znów jeden z twoich irracjonalnych snów. Nie przejmuj się nim. Nic ci nie grozi.
      - Nie mamo! Mówię prawdę! Byłam tam!
      - Tak tak słonko, może dam ci jakieś tabletki? Albo umówię cię na kolejną wizytę do pani psycholog.
      - Nie! Nie chcę! Czemu uważacie mnie za wariatkę?! To działo się naprawdę, a ja muszę ocalić świat nim będzie za późno!
      Wybiegłam z pokoju i ruszyłam w stronę Wielkiego Dębu. Nikt mi nie wierzył. Mogłam liczyć tylko na siebie. Zajrzałam do dziupli, ale wyglądała zwyczajnie.
      - Wszystko w porządku. Zagrożenie minęło, a ty niczego się już nie boisz – usłyszałam ten sam tajemniczy głos.
      - Zaczekaj, jak to?
      - Pokonałaś potwora, wewnętrznego. Strach ma wielkie oczy, ale dzięki twej odwadze, zrobił się bardzo malutki. Stawiłaś mu wreszcie czoła. Pan Strach chciał opanować świat. Ty mu nie wystarczałaś. W Halloween mógł przenieść się do nas i zapanować nad każdym ciałem. Wszystkich ludzi nawiedzałyby wtedy koszmary w nocy. Siedzieliby w swoich pokojach, bojąc się wyjść.
      - Byliby podobni do mnie..
      - I tak i nie. Jak już wcześniej mówiłam, jesteś wyjątkowa. Tylko ty mogłaś go pokonać. Masz specjalny dar. Twoje sny nie były przypadkowe, zauważyłaś?
      - Tak. Tamten wymiar wydał mi się znajomy.
      - Dokładnie. Próbowałam cię jakoś naprowadzić, pomóc ci.
      - Kim jesteś?
      - Głosem Wielkiego Dębu, strażniczką wymiarów. Strach przeszkadzał mi komunikować się z tobą. Wiedział, że według przepowiedni, pokonasz go, dlatego kiedy stałaś się nastolatką, zgromadził całą moc, by cię zniewolić. Na szczęście została w tobie jeszcze jakaś siła. Musiałaś ją tylko odnaleźć.
      - I odnalazłam przy Wielkim Dębie.
      - Tak. Jest bardzo wyjątkowy.
      - Czuję się przy nim jak w domu, ale nadal nie wiem czemu postanowiłam dzisiaj wyjść na dwór.
      - Halloween też jest na swój sposób magiczne. Są rzeczy, których nie da się wyjaśnić. Jednak cieszę się, że przyszłaś do parku. Wiedziałam, że ci się uda. Jestem z ciebie dumna! Teraz możesz spać spokojnie. Dobranoc maleńka!
      Już nigdy więcej nie usłyszałam jej głosu. Jednak miała rację. Zaczęłam znów chodzić do szkoły, a koszmary przestały mnie dręczyć. Nadrobiłam zaległości i nawet zaczęłam spotykać się z koleżankami i Danielem. Nigdy jednak nie zapomnę Halloween 2016.

      Usuń
    4. ---
      Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu ;)
      Pozdrawiam,
      SmileyNadia12

      Usuń
  13. "Ananas"

    Dzień jak co dzień. Siedziałam przed monitorem komputera monotonnie naciskając literki na klawiaturze. Piotrek miał przyjść po pracy, powiedział że odbierze Asie ze szkoły i pojedziemy do kina. Nie zwracając uwagi na godzinę kontynuowałam pisanie książki. Gdy lekko się ściemniło spojrzałam na zegar. Siódma? Aśka kończyła o drugiej, czemu jeszcze ich nie ma? Wykonałam dwa telefony do Piotrka, nie odbierał. Potem zadzwoniłam jeszcze do Asi, bez skutku. Tak próbowałam jeszcze kilka razy. Podjęłam ostateczną decyzję; dzwonie do teściowej. "Hallo Kasiu. Nie... Jak to? Tak długo ich nie ma? Dzwoniłaś do niego? Piotruś kończył pracę o 13, więc spokojnie powinien odebrać Asie i już dawno być. Zadzwonię do niego też.... Pa". Kochana mamusia wcale mnie nie uspokoiła, ale sama doszłam do wniosku, że warto jeszcze poczekać. Przecież mogli.... zapomnieć o seansie który zaczął się już godzinę temu lub iść na niego beze mnie, a telefony- rozładowane lub wyciszone- eureka! Dalej jeszcze zdenerwowana postanowiłam pójść coś zjeść. Otwarłam lodówkę, z uwagi na moją dietę odpuściłam sobie pyszny steak, który mieliśmy jeść na obiad i postanowiłam wziąć sobie ananasa. Nie był jeszcze pokrojony, zamierzałam zaraz to zrobić, tylko... W momencie zamknięcia lodówki wszystkie światła w domu zgasły. Poczułam przeciąg napływający z korytarza, oraz trzaskanie drzwiami. Potem było cicho. W tej ciszy nagle dostrzegłam kroki, szły w moją stronę. Nie mogłam znaleźć telefonu, zaczęłam przesuwać ręce po szafkach. Jest! Telefon. Kroki stawały się coraz głośniejsze, dało się dostrzec w tych dźwiękach, że to kroki więcej niż jednej osoby. Miałam telefon ale co miałam zrobić, bałam się. Tak! Kroki były już w kuchni. Podświetliłam lekko podłogę. Zobaczyłam wielkie buty spojrzałam lekko w górę. Twarz była ciemna, straszna, zdeformowana, zaczęłam krzyczeć i walnęłam w tą twarz ananasem z całej siły. Postać zsunęła się lekko po ścianie. "Mamusiu!!!" Asia? Podświetliłam telefonem drugą postać, to była Asia. Nie wiedziałam co się dzieje. Asia zaczęła się śmiać, wyrwała mi telefon i pobiegła do włącznika światła. Ja stałam tam gdzie wcześniej w bezruchu. Przybiegła do mnie: "Tatuś chyba zemdlał, haha" Spojrzałam w bok, postać która dostała ode mnie ananasem lekko się podniosła i powiedziała "Ała.." Aśka podbiegła do niej i ją przytuliła. To był Piotrek! Zdjął maskę i dał mi buziaka, a ja.. myślałam, że go zabiję!

    OdpowiedzUsuń